Okres przedwyborczy to chwila wzmożonego napięcia w jakim pozostają niemal wszystkie segmenty naszego społeczeństwa. Tak. Polityka nie pozostaje obojętną dla nikogo.
Czy to mały przedsiębiorca, kierownik Call Center, pisarz, szewc czy naukowiec. Wielu psioczy i krzyczy, co niektórzy skandują na cześć polityków i uwielbianych partii politycznych. W końcu znczna część tego układu, zastanawia się nad formą współczesnego dyskursu politycznego.

Brutalizacja języka współczesnej polityki.

Coraz więcej kolokwializmów kaleczy ten i tak już od dawna upadający język
Polityka to bagno. Tak głosi stare przysłowie. Wraz z upadkiem dyskursu, moralność spada. A może jest odwrotnie.
Czegokolwiek nie powiemy, potok brutalnych słów zalewa nas co dnia z komputerowych monitorów, ekranów telewizorów czy urządzeń mobilnych.
Do kogo więc ma trafić cały ten prostacki komunikat naszych szanownych i pięknie się prezentujących członków partii?

Ten, który treści te przyswaja i interpretuje, czyli wyborca

Wyborca, bo o nim mowa mógłby się nie zgodzić z tezą, według której coraz uboższy język społeczeństwa wręcz wymusza zmianę języka polityki na gorszy.
Czyżbyśmy w całym tym życiowym zgiełku zapomnieli o kulturze języka?
Z pewnością trochę tak. Co nie oznacza, że to wyłacznie wina poczciwych wyborców.
Warto jednak zauważyć, że poziom komunikacji z roku na rok traci, język Internetu i świata Social mediów przekształca to narzędzie w zlepek antygramatycznych sloganów bez treści. A stąd już bliska droga do językowego dna, które bez wątpienia dzielą z nami politycy.